No właśnie wolność i przygodę… Niektórzy tak się wczuli w przeżywanie tych stanów, że dopłynęli tam gdzie ich być nie powinno. Bez telefonów - bo mogą się zmoczyć - płynęli przed siebie, nie zważając na przystanie, które mijali, ani znaki, które oznaczały dla nas koniec wodnej podróży…
Do pewnego momentu było śmiesznie, potem zaczęliśmy się szukać.
Przydała się tężyzna fizyczna, bo płynąć kajakiem najpierw z prądem a potem pod prąd Pilicy łatwo nie jest. Przydała się mnogość opiekunów, bo posterunki rozstawiliśmy na całej niemal trasie i wreszcie jakże pomocne okazało się włączenie myślenia i poszukiwanie kontaktu poprzez telefony obcych ludzi.
Słowem - przygoda. Dobrze, że wspólnym wysiłkiem zakończona bez szwanku. A na końcu nie sposób było nie żartować z dwóch takich, co z rzeki wyszli z kajakiem i kilometr go do przystanku autobusowego donieśli.
Ot, przygoda !!! :)
Zapraszamy do galerii: